Kolej kwietniewska
Rozdział 8 monografii “Moje Kwietniewo” – Jan Koprowski.
Dnia 1 września 1893 roku na linii kolejowej Elbląg-Ostróda przejechał przez Blumenau pierwszy pociąg, a było to w okresie intensywnej rozbudowy sieci kolejowej w Prusach Wschodnich (die Reichsbahndirektion Königsberg). Tego samego dnia włączono do sieci także linię Małdyty-Malbork, krzyżującą się z linią kwietniewską w Myślicach. Dokładnie rok później można już było koleją z Kwietniewa dojechać do Olsztynka (Hohenstein) (Rys.8.1). Dzięki tej linii wieś uzyskała wygodny i szybki dojazd do Elbląga. Tuż przed wojną na tej linii kursowało 5 pociągów na dobę w każdym kierunku, przejeżdżając trasę 25 km w 50 minut.
Jednotorowa trasa wiedzie od wiaduktu w Myślicach przez pola i łąki do Wopit miejscami kilkumetrowym nasypem, spiętym wiaduktami nad ważniejszymi drogami. Pod Wopitami nasyp kolejowy jest na poziomie drogi polnej do Kwietniewa. Dalej biegnie po prawej stronie Lisiej Góry, najwyższego wzniesienia w okolicy, i toczy się bokiem lasku opijowskiego nad głębokim wąwozem rzeczki Brzeźnicy. Wąwóz porastają kilkusetletnie graby i lipy, a na jego mrocznym dnie w piaszczystym zakolu Brzeźnicy, najbliżej nasypu, znajdowała się kwatera cmentarna oznaczona niewysokim murkiem z najlepszego cementu. Pochowano tam robotników, którzy zmarli podczas budowy tego odcinka torów. Dalej kolej wyjeżdża z lasku duktem przekopanym przez piaszczystą morenę i za nią, z następnego wysokiego nasypu, widać już kwietniewskie pola. Po przecięciu następnej moreny tor rozdziela się na trzy bocznice stacji Kwietniewo (Rys. 8.2). Dzisiaj te bocznice zarastają krzewy i chwasty, ale jeszcze w latach sześćdziesiątych wyraźnie odznaczały się nasypy i wzmocnione betonowymi płytami dwa perony, na których mijały się pociągi z Elbląga i Olsztynka. Widoczna od tej strony rampa, zbudowana nieco później dla celów wojskowych, po wojnie służyła do załadunku na ciężarowe jelcze buraków cukrowych, zakontraktowanych u kwietniewskich rolników przez cukrownię w Starym Polu.
Stacja w Kwietniewie składa się z trzech budynków: piętrowego domu mieszkalnego, długiego parterowego budynku, w którym od południowej strony znajdowała się poczekalnia i kasa biletowa, wystająca część nastawni oraz magazyny z dwiema dużymi bramami o rozsuwanych wrotach (Rys. 8.3). Pomiędzy tymi budynkami znajduje się dużo mniejszy budynek gospodarczy dla pracowników kolejowych i dwoma wychodkami na zapleczu. Dzisiaj te dwa budynki służą w całości bardzo prozaicznym celom; jako kurnik i obora w gospodarstwie rolnym. Ponadto zawsze chłodnej wody można było się napić przy żeliwnej pompie, zainstalowanej nad studnią głębinową pomiędzy budynkiem mieszkalnym a rampą, która była sprawna aż do lat 60-tych XX wieku.
Na północnej ścianie magazynu już dawno wybladły białe litery niemieckiej nazwy tej stacji, pisanej szwabachą: Königsblumenau (Rys. 8.4). Na ścianie południowej ten napis był wyraźniejszy!
Nazwa stacji/wsi zmieniała się w tym okresie z Blumenau w latach 1893-1930 na Königsblumenau (1931-43), a po wojnie Kwiatowo (1945-46) oraz Kwietniewo od 1947 (Rys. 8.5).
Po północnej stronie, od wsi do stacji i dalej aż poza rampę szedł szeroki brukowany gościniec wzdłuż szpaleru wysokich drzew osłaniających wieś od wschodnich wiatrów. Po jego lewej stronie, tuż przed budynkami stacji była duża cementowa zagroda pod otwartym niebem, w której przetrzymywano skupowane zwierzęta przed odprawą w ostatnią podróż. Obok bocznice zjeżdżały się w jeden tor krzyżujący się z szosą rychlicką i kierujący się wysokim, półkilometrowym nasypem w kierunku następnej stacji Alt Dollstädt (Stare Dolno).
Szosę rychlicką zaczęto utwardzać dopiero od roku 1904 a zakończono w 1907; mieszkańcy Reichenbach uzyskali w ten sposób wygodny dojazd do stacji w Kwietniewie - i dostęp do Elbląga, który dotychczas był możliwy tylko dzięki dyliżansowi pocztowemu. Jakkolwiek Kreistagdes Kreises Preuβisch Holland (w Pasłęku) planował wybudowanie kolejki wąskotorowej przez rychlickie pola (auf dem Reichenbacher Feld) pod koniec XIX wieku, ale do roku 1903 nawet nie zaczęto tej budowy, więc na wniosek nauczyciela z Rychlik, pana Taube, zdecydowano się na zbudowanie kamiennej drogi (die Steinchaussee) o długości 4,58 km do stacji Blumenau.
Cała linia 135 miała długość około 117 km, bezpośredni pociąg z Olsztynka do Elbląga przemierzał tę odległość w trzy godziny (Rys. 8.7).
Ważnym węzłem na tej trasie były Myślice (Miswalde), bowiem zbiegało się w nich aż pięć linii kolejowych (Rys. 8.7). W przypadku zbombardowania przez aliantów węzła malborskiego Myślice miały przejąć jego funkcje. Dziś po torach stacji w Myślicach biegają tylko popielice.
Ostatni niemiecki pociąg z Kwietniewa do Elbląga odjechał dnia 22 stycznia 1945 roku około godziny 10.30 rano, wypełniony po brzegi uciekinierami z Ostródy. Niewiele osób zdołało wsiąść do niego na tej wiejskiej stacyjce. Większość jej mieszkańców bowiem odprawiła się konnymi taborami w nocy dnia poprzedniego drogą na Dzierzgoń i Malbork, na mosty na Wiśle.
Już w czerwcu 1945 roku nastąpił demontaż torów na całej linii od Olsztynka do Elbląga. Zdemontowano nie tylko tę linię, ale wiele innych na terenie Prus Wschodnich. Wyboru linii do demontażu dokonywano, być może na podstawie mapy przygotowanej już w 1935 roku (.Rys. 8.9)
Z rozkazu Komendantury Wojennej Armii Czerwonej szyny wraz z podkładami i inne urządzenia kolejowe, łatwe do demontażu, zostały wywiezione do Związku Radzieckiego jako zdobycz wojenna (a mówili, że tylko do poniklowania szyn). Największą stratą był jednak zwinięty most żelazny na rzece Dzierzgonce, tuż za Starym Dolnem. Był całkiem nowy, bo wymieniono go w 1930 roku. Prace rozbiórkowe wykonywali jeńcy w stalowych mundurach, gubiąc miejscami grube śruby z podkładów, które można jeszcze znaleźć gdzieniegdzie na zboczach nasypu.
Pozostały tylko stacyjne budynki i kartonowe bileciki w kasie – jak opowiadają najstarsi polscy osadnicy, którzy przybyli tutaj w lutym 1946 roku. Pozostał także obdarty z torów nasyp kolejowy, wijący się serpentyną przez las i trzy wysadzone wiadukty na odcinku od Kwietniewa do następnej stacji w Starym Dolnie. Na tym odcinku około 5 km pociąg musiał pokonać różnicę wysokości ponad 50 metrów, zjeżdżał bowiem z Oberlandu na Żuławy Elbląskie (Elbinger Weder). Na tym odcinku cudem ocalał wysoki wiadukt tuż za wsią, który pozwolił zamienić ten odcinek torów; od wsi do lasu w piękną aleję spacerową (albo: ścieżkę rowerową), która, niestety z czasem stała się gminą drogą dojazdową do niedalekiego Powodowa (Rys. 8.11) oraz do nowoutworzonej kopalni piasku dla potrzeb budowanej drogi ekspresowej S7 pomiędzy Elblągiem a Gdańskiem. Przez prawie pół roku w 2017 jeździły po niej 30-tonowe wywrotki z piaskiem nadwyrężając wytrzymałość wiaduktu.
Zatem skręcamy na lewo i idziemy (lub jedziemy) szeroko rozjeżdżonym nasypem kolejowym, rozglądając się na lewo w stronę wsi i na prawo; na pola i wiejską drogę, która prowadziła kiedyś do mleczarni . Ale mleczarni, która po wojnie była już tylko zlewnią mleka, też już nie ma: naczelnik gminy w latach 70-tych sprzedał ją na cegły, a współczesny farmer wyciął stary sad, wyorał nawet jej fundamenty i obsiał rzepakiem. Dzięki temu mamy otwarty horyzont aż po zadrzewioną dolinę Brzeźnicy, nad którą wbija się w niebo smukła jak ołówek wieża kościoła w Rychlikach.
Jeszcze parę lat temu spacerując dalej nasypem jesienną porą można było kosztować różne gatunki owoców na drzewach, które wyrosły na jego zboczach z ogryzków wyrzuconych przez okna pociągów pasażerskich przemierzających przez Oberland. Miały smak jabłek z Saksonii, a gruszki były twarde jak granaty z Zagłębia Ruhry. Rosły tam też dzikie czereśnie i cierpkie tarniny. Niestety, padły pod piłami brygady byłych pracowników PGR-ów zorganizowanych w ramach walki z bezrobociem pod koniec XX wieku. Gdy ucichły piły, ucichł też szczebiot ptaków zamieszkujących te zarośla, a z żółtych pól rzepaku nie powracają już roje pszczół do wiejskich pasiek.
Na początkowym odcinku tego spaceru trzeba uważać, aby nie spaść z wiaduktu, obrośniętego krzakami i pozbawionego wiele lat temu żelaznych poręczy (Rys. 8.12).
Na tym odcinku nasyp stał się drogą gminną do dawnego przejazdu drogi cmentarnej (aus Powuden) przez tory. Dalej ma już znaczenie lokalne, można nią spacerować wysokimi nasypami i głębokimi duktami podziwiając ostatnie wzgórza Oberlandu, a potem zagłębić się w wiekowy las pod Doliną (Hohendorfer Wald) – aż do pierwszego zerwanego wiaduktu w głębokim lesie. Pierwotnie prawie cały las należał do właścicieli majątku w Wysokiej (Hohendorf), a w okresie nazistowskim do gauleitera Prus Wschodnich, Ericha Kocha. Prawdopodobnie to on zabrał do grobu tajemnicę bursztynowej komnaty, umierając w więzieniu w Barczewie - może zakopał ją gdzieś w swoim lesie?
Trochę dalej to już tylko las wiekowy, nieco przetrzebiony tuż zaraz za tym miejscem; za wyrębami trzeba nieco zboczyć na lewo, aby leśnym duktem przejść „pod” pierwszym mostem, albo znowu wspiąć się za nim na nasyp – aż do drugiego wiaduktu. (Rys.8.13).
Idąc dalej wysokim nasypem nie zauważymy, jak wije się on wśród wzniesień i zapuszczonych stawów leśnych. Warto natomiast uważnie patrzeć na lewo, bo w głębokiej dolinie wciąż bije źródełko z żelazistą wodą (Rys. 8.13). Jest to woda zawierająca przynajmniej 10 mg/dm³ jonu żelazawego. Picie takiej wody zaleca się osobom z anemią lub niskim poziomem żelaza.
Za poprzednich gospodarzy tego lasu było ono pięknie ogrodzone i zadaszone, a nawet początkiem wodociągu, którym płynęła woda do pałacu hrabiego Ottona Schwichtenberga w Starym Dolnie. Obecnie ze źródełka niewiele zostało; tylko okrągła płyta z piaskowca z otworem w środku, przez który wciąż leniwie przelewa się przejrzysta, zimna woda. Jeżeli zaciśniemy otwór choćby pięścią, to strumień nabiera ciśnienia i unosi się na kilkanaście centymetrów nad płytę; można się wtedy nachylić i skosztować orzeźwiającej “żelaźnianki”. Woda dalej spływa w dół w kierunku przepustu pod nasypem kolejowym, tworząc rudawy osad na trawie porastającej płaską dolinkę po drugiej stronie nasypu. Jest to efekt eutrofizacji dawnego stawu źródełkowego, oznaczonego na starych mapach jako Quellteich - w jej wyniku wciąż tworzą się tam pokłady rudy darniowej, porośniętej dzikimi krzewami żurawiny. Krzyżacy właśnie z takiej rudy wytapiali i wykuwali swoje miecze przed bitwą pod Grunwaldem.
Prawdopodobnie dzięki obecności tego źródełka przedwojenni mieszkańcy Kwietniewa i Starego Dolna na najbliższym wzgórzu porośniętym wiekowymi bukami urządzili pole biwakowe. Wystarczy wspiąć się z widocznej na Rysunku 8.13, leśnej dróżki na dość strome wzgórze, aby znaleźć się na splantowanym jego szczycie, gdzie znajdziemy betonowe palenisko, z wnęką na kocioł, otoczone murkiem z kamieni, a parę kroków dalej pełnowymiarowe boisko do gry w siatkówkę. Zejście ze wzgórza w kierunku północnym jest bardziej łagodne; ścieżką dochodzimy do nasypu kolejowego, nieco poszerzonego, bowiem w tym miejscu zatrzymywały krótkie składy kolejowe, zamówione u naczelnika stacji Königsblumenau , którymi dojeżdżała młodzież blumenauerska z HJ na niedzielne pikniki. Wysoko, na gładkiej korze porosłych buków można było odczytać wycięte przez uczestników pikników inicjały i daty pobytu poszczególnych wycieczek. W latach 60-tych XX wieku zabliźnione nacięcia na korze uniosły się już na wysokość prawie trzech metrów - rosły razem z drzewami.
Miejsce to było także celem wypraw naszej drużyny harcerskiej imienia generała Waltera w latach 60-tych; na wodzie ze źródełka gotowaliśmy zupki z proszku i piliśmy herbatę podczas majówki w 1961 roku.
Jeżeli wrócimy na ten prowizoryczny przystanek na nasypie i skierujemy się nim na zachód, to trafimy na drugi zerwany wiadukt w lesie. Niestety, trzeba go obejść wśród chaszczy, aby znowu wspiąć się na udeptany nasyp. Po około kilometrze tor wchodzi w głęboki dukt, nad którym przerzucony był drewniany wiadukt bezpośredniej drogi gminnej z Kwietniewa do Starego Dolna. Był on przejezdny aż do lat końca lat 50-tych XX w.; pozostały po nim tylko solidne cementowe nadproża w zboczach przekopu. Tuż przed tym skrzyżowaniem drogi i toru, po jego południowej stronie przed wojną stała urocza leśniczówka w alpejskim stylu (Rys. 8.15), należąca od 1908 roku wraz z najbliższym otoczeniem leśnym do właściciela majątku w Wysokiej (Oberförsterei Hohendorf).
W styczniu 1945 roku czerwonoarmiści spalili leśniczówkę, a ostatniego nadzorcę Lasu na Wysokiej (Hohendorfer Wald), nadleśniczego, pana Schneidera rozstrzelali na jej progu - pomimo, że wywiesił czerwoną flagę na ich powitanie. Natomiast jego żona doznała przykrego losu niemieckich kobiet w tym okresie wojny.
Zaraz za tym smutnym miejscem nasyp znowu skręca na północ i po kilku minutach marszu wychodzimy z lasu na otwartą przestrzeń – aż do resztek ostatniego wiaduktu w Starym Dolnie nad polną drogą do Powodowa. Dalej nie ma już nasypu – tylko żuławskie buraczane pola (Rys. 8.17).
Materiał z tego odcinka nasypu wykorzystano do podwyższenia wałów przeciwpowodziowych na Dzierzgonce. Za przeprawą na rzece nasyp pozostał jako część systemu wodnego na terenie depresyjnym. Z głębokich rowów tuż przy nim, jak kiedyś odpompowywana jest woda na wyższy poziom ponad poziomem morza. W Raczkach Elbląskich (Unter Kerbswalde - GPS: N54o04.0 E19o22’39.2”), ostatnim przystanku przed Elblągiem, tory były zaledwie na wysokości 3 m.n.p.m.
Niestety, przeminęła epoka kolei żelaznych, być może nie dotrwałaby też i ta linia do naszych czasów. Jednakże towarzystwa miłośników kolei starają się dokumentować każdy jej odcinek. Także o tej linii, No 135b, można znaleźć wiele informacji w Internecie – albo na współczesnej mapie (Rys. 8.19). Pociąg ze stacji Alt-Dollstädt już dawno odjechał - Richtung Elbing (Rys. 8.18).
W wielu miejscowościach stare nasypy, bez szyn, są zamieniane w ścieżki rowerowe, które służą jako szlaki turystyczne. Tak zagospodarowano linię No 132b (patrz Rys. 8.8) - od Myślic do Prabut, gdzie zachowały się żelazne kratownice; w tym celu mieszkańcy wsi Wartule ułożyli na nich solidne belkowanie z barierkami, po którym można bezpiecznie przejechać rowerem. Natomiast kratownice z naszych mostów już dawno przetopiono w chińskich hutach.
Po roku 1893 kolej skutecznie konkurowała z żeglugą na rzece Dzierzgoń na trasie Stare Dolno - Elbląg, gdzie już od 1864 roku kursowały statki parowe z Elbląga aż do Bągartu, wożąc głównie produkty rolne nawet aż do portu gdańskiego. W okresie międzywojennym powszechne były jednak wycieczki mieszczan elbląskich do przystani w Starym Dolnie, która sąsiadowała z pojemną Gospodą Niedźwiedzią (Gasthaus Bärenkrug) w samym środku wsi (Rys. 8.20).
Motorowe stateczki przepływały przez jezioro Drużno, pełne śpiewającego ptactwa w okresie wiosennym (Rys. 8.21). Po trzygodzinnej podróży z Elbląga starsi nie wychodzili poza gospodę, ale młodzież szkolna robiła wyprawy do wspomnianej już leśniczówki i na biwak nad źródełkiem.
Po wojnie, jeszcze w latach 50-tych przed pojawieniem się komunikacji PKS dwa ocalałe stateczki zapewniały dostanie się do Elbląga, ale już tylko z przystani w Nowym Dolnie. Pamiętam, że trzeba było tylko już o świcie wsiąść na poniemiecki rower i dojechać do przystani. Rowery do powrotu z Elbląga zostawialiśmy w zagrodzie pana S - autochtona o polskim nazwisku.
Oprócz niezawodnej linii kolejowej Elbing–Hohenstein–Koenigsblumenau miało połączenie autobusowe z powiatem - Pasłękiem (Pr. Holland). Po utwardzonej już w 1904 roku drodze, która dzisiaj jest drogą wojewódzką nr 527, kursowały autobusy pocztowe. Na przykład latem 1931 roku obowiązywał następujący rozkład (Rys. 8.23)
O dziwo, za czasów Polski Ludowej pierwsze połączenia autobusowe Dzierzgonia z Pasłękiem przez Kwietniewo w roku 1958 też obsługiwał ambulans pocztowy typu lublin z napisem ŁĄCZNOŚĆ, który wyruszał z podwórka poczty w Pasłęku i za 7,20 złotych można było nim dojechać do domu – lub odwrotnie. Było chyba z 10 miejsc na ławeczkach pod ścianami bocznymi w dusznej i mrocznej pace z konwojentem i pakunkami z gazetami i listami.